Dolny Śląsk mniej i bardziej turystyczny: Wzgórza Imbramowickie i Zalew Mietkowski

3 miesiące i 6 dni. Tyle czasu minęło od ostatniej wizyty w górach i ostatniej przejażdżki pociągiem. Niby nic, ale z każdym kolejnym dniem i weekendem wewnętrzny głód narastał i coraz głośniej wołał „Jedźmy!”. Walczyły we mnie te przysłowiowe wilki, jeden chciał się wyrwać i poczuć wolność, drugi choć kibicował pierwszemu to obawiał się długiej podróży i tego wszystkiego co związane jest z kilkugodzinną przejażdżką pociągiem w tych dziwnych czasach. Dlatego też postanowiłem pogodzić moje wewnętrzne rozterki i wybrałem się w miejsce nie tak odległe, jednocześnie absolutnie zaspokajające głód gór. Wzgórza Imbramowickie i Zalew Mietkowski zapraszają 🙂

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Nierozłącznym elementem krajobrazu nad Zalewem Mietkowski jest Ślęża.

Niespełna 30 minut za Wrocławiem jest takie miejsce gdzie latem w weekendy spotkać można połowę mieszkańców stolicy Dolnego Śląska 😉 Oczywiście żartuję, ale Zalew Mietkowski, największy zbiornik wodny tego województwa rzeczywiście przyciąga niezliczone tłumy wielbicieli spędzania wolnego czasu nad wodą, tak tego biernego jak i czynnego. Jednakowoż zdecydowanie warto dać szansę okolicznym wzgórzom i przeznaczyć dłuższą chwilę na łazęgę po delikatnych pagórach i niewielkich wsiach, pełnych ciekawostek 🙂 To raptem 19 kilometrów, ale w totalnie upalny dzień każdy krok da się odczuć 😉

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pyszczyńska Góra, najwyższy pagór Wzgórz Imbramowickich.

WZGÓRZA IMBRAMOWICKIE

Jadąc z Wrocławia w Sudety zawsze wybierałem miejsce po takiej stronie wagonu by po kilkunastu minutach po opuszczeniu miasta móc wgapiać się w Ślężę wyrastającą na horyzoncie. W ten sposób łagodne wzgórki po drugiej stronie torów towarzyszące początkowi podróży jakoś umykały mojej percepcji (i myślę, że nie tylko mojej ;)). Zreflektowałem się jednak ostatnio podczas przeglądania mapy, moją uwagę przykuły Imbramowickie Wzgórza, które na papierze prezentowały się całkiem obiecująco a krajobrazowe walory okazały się być tylko jednym z plusów tychże.

Pyszczyńska Góra

Wzgórza Imbramowickie to północny kraniec Równiny Świdnickiej i dość znacznie wybijają się ponad płaską okolicę. Pyszczyńska Góra to najwyższe z tamtejszych wzniesień i choć ma tylko 273 metry wysokości to jest dość łatwo dostrzegalna z niemal każdego kierunku. Ja wdrapię się nań z Imbramowic.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Do Imbramowic dostaniecie się pociągami PolREGIO jak i Kolei Dolnośląskich.

Po wygramoleniu się z pociągu swój wzrok skierowałem na południe. Gdzieś tam była Ślęża, jednak słońce świeciło tak okrutnie, że jedyne co było widać to ledwo kontur najwyższego pagóra Sudeckiego Przedgórza. Nie tracąc więc czasu ruszyłem w kierunku przeciwnym i minąłem boisko do nogi – takie najprostsze, najbardziej uczciwe, takie na którym każdy za dzieciaka wybiegał dziesiątki kilometrów, wygrał mnóstwo meczy i tyle samo przegrał. Po kilku minutach zostawiłem wieś za sobą. W Imbramowicach warto zwrócić uwagę na wiekowy kościół pw. Wniebowzięcia NMP, mający na karku przeszło 500 lat. Tuż obok całkiem zgrabnie ze świątynią komponuje się około stu letni dom.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dwie bramki i miejsce do gry, kwintesencja szczęścia w pewnym wieku 🙂
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kościół pw. Wniebowzięcia NMP w Imbramowicach.

Pyszczyńska Góra wznosi się ponad Imbramowicami i pomimo niewielkich gabarytów przyciąga wzrok. Podejście na skraj pagóra jest szybkie i po kilku minutach staje się na granicy lasu porastającego większość wzgórza. Wokół rozpościerają całkiem miłe dla oka widoki, słońce pali jednak tak mocno, że chcę jak najszybciej dostać się pod kojące cienie drzew. Las na szczycie to iglasto-liściasta mieszanka, choć zdaje mi się, że mocno przed szereg wychodzą buki – co chyba zauważyłem nie tylko ja bo niekiedy górę nazywa się Buczyńską. Szereg szlaków przecina szczyt w kilku kierunkach i co wam będę mówił, choć podążałem za nawigacją to po chwili się zgubiłem. Po chwili jednak ruszyłem zgodnie ze wskazaniem kompasu i w ten sposób trafiłem na prawidłową ścieżkę.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pyszczyńska Góra.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ledwo widoczna Ślęża z podejścia na Pyszczyńską Górę.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pożarzysko lekko górujące nad okolicą.

Im dalej w las tym częściej pomiędzy drzewami „wyrastają” pokaźnych rozmiarów skałki, największe niemal na samym szczycie. Łupki zieleńcowe z soczewami wapieni, z których są zbudowane były swego czasu intensywnie eksploatowane i w zakamarkach góry znaleźć można wyrobiska po ich wydobyciu. Przy najbardziej okazałej skale właściciele pobliskiego Pyszczyna kazali wybudować wapiennik w którym uzyskiwano wapno palone. Używany najpewniej nawet do roku 1945 przetrwał do dziś w całkiem niezłej kondycji, co więcej jest on niezwykle fotogeniczny przywodząc na myśl ruiny, mi najszybciej kojarząc się z pozostałościami zamku Radosno.

Pyszczyn i okoliczne ruiny

Gdy tylko opuszcza się las oczom ukazuje się Pyszczyn wraz z tamtejszym pałacem… zaniedbanym wielce. Myślę, że warto tu kilka słów wsi i budowli poświęcić.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Ładny pałac kiedyś to był.

 

Na przestrzeni lat okoliczne ziemie miały wielu właścicieli, m.in. von Tschirnów (raczej nie będących krewnymi niesławnych Czirnów-rozbójników z pobliskich Wzgórz Strzelińskich), von Reichenbachów, by w końcu pod koniec XVIII wieku trafić w ręce Heinricha Gottfrieda barona von Spaetgen. Jeśli lubujecie się w tytułach szlacheckich rozbudowanych do granic możliwości to zapewne zainteresuje was fakt, że córka Heinricha wyszła za mąż za hrabiego von Matuschka und Toppolczan i jeden z ich potomków miał przyjemność przedstawiać się Joseph Maximilian hrabia von Matuschka und Toppolczan baron von Spaetgen. To właśnie za czasów Heinricha i jego potomków pałac został rozbudowany a przypałacowy spichlerz przemianowany na… teatr w którym do połowy XIX wystawiano sztuki. Hrabiowie von Matuschka zarządzali Pyszczynem do roku 1945. Ówczesny właściciel Hans Gottfried nie opuścił swych ziem co przypłacił życiem, stając w obronie swej żony i służek, które niechybnie zostałyby przez żołnierzy Armii Czerwonej zgwałcone. Rodzina hrabiego zdołała uciec na zachód, ale pozostawiony pałac został przez żołnierzy w sporym stopniu rozgrabiony. Po wojnie przemianowano go na PGR, część posłużyła za mieszkania a znaczna część ocalałych wnętrz nie doczekała się wymaganej opieki.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Pałac w Pyszczynie, coś się dzieje.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Dziś stan posiadłości daleki jest od dobrego, ale kilka lat temu trafiła ona w ręce prywatnego właściciela, jak widać coś tam powoli się dzieje i miejmy nadzieję, że odzyska dawny blask jak miało to miejsce choćby w przypadku pałacu w Karpnikach. Jak na razie jednak nie można się zbytnio zbliżyć do budynku, gdy tylko zrobiłem to celem zrobienia zdjęć to przegonił mnie dość osobliwy koleżka wykrzykujący o zakazie zdjęć->”szybkich zdjęciach, ale to raz raz”->koronawirusie.

Niedaleko pałacu znajdziecie niewielką kapliczkę wzniesioną w 1895 roku przez von Matuschków dla hrabiego Ernsta. I choć w późniejszych latach miał zostać tam pochowany kolejny członek rodziny to nie ma pewności czy aby na pewno kapliczka została rodzinną nekropolią. Na przestrzeni lat doczekała się ona renowacji i dziś odbywają się tam nabożeństwa.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kapliczka w Pyszczynie.

Na wschód od wsi, na rozległym polu znajdziecie kolejny budynek będący li tylko wspomnieniem czasów minionych. To mury wiatraka „holendra”, który stał tam już najpewniej w XIX wieku. Jeszcze sto lat temu na Wzgórzach znaleźć można było wiele innych młynów, w większości koźlaków, do dziś jednak przetrwał tylko „holender”. Na całym Dolnym Śląsku tego typu wiatraków ocalało tylko kilkanaście. Szkoda, że większość dawnych młynów stoi podobnie zaniedbana, chciałoby się by choć część z nich miała tyle szczęścia do ludzi co ten w Gogołowie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Holender ze wsią Osiek w tle.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zabytek jaki jest każdy widzi 😉

Polami do Zalewu Mietkowskiego

Ścieżka dalej prowadzi polami, na chwilę zahaczając o las. Zarys Ślęży staje się coraz wyraźniejszy, gęstnieje jednak i powietrze, na niebie kłębi się coraz więcej chmur. Gdy docieram do Bukowa hen daleko słychać pierwszy pomruk burzy. Buków to podręcznikowy wręcz „wsi ulicówki”, wzdłuż  drogi i rzeki Tarnawki ciągnie się szereg domostw, w tamtej chwili zazdroszczę tym wszystkim, którzy mogą rozłożyć się w ogródku i nic nie robić. Buków jest bardzo czytelnym punktem orientacyjnym a to wszystko dzięki strzelistej wieży gotyckiego kościoła pw. Św.  Stanisława. Świątynia, o której pierwsze wzmianki pochodzą już z XIII wieku (!) wzrasta ponad wsią i widoczna jest z naprawdę daleka.

Opuszczając wieś wstępujemy na Ślężańską Drogę Św. Jakuba, która przez chwilę biegnie łagodnymi wzgórkami przez pola by niedługo po dotarciu do Zalewu Mietkowskiego poprowadzić fragmentem wałów zapory. Zanim tam jednak się udam, to w Borzygniewie czeka mnie postój, burza jest tuż tuż…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Buen Camino!

ZALEW MIETKOWSKI

Budowa największego w województwie dolnośląskim zbiornika wodnego a także zapory na rzece Bystrzycy rozpoczęła się w 1974 roku. Choć z robotą planowano uporać się w 4 lata to całe przedsięwzięcie przeciągnęło się o kolejne 8, a to wszystko przez wypadkową niedoboru sprzętu, trudności w koordynacji różnych mniejszych ekip budowlańców czy w końcu dość mozolne „przesunięcie” linii kolejowej prowadzącej do Jeleniej Góry.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Zalew Mietkowski pod prysznicem.

Choć głównymi zadaniami zbiornika jest retencja, przeciwdziałanie powodziom czy  regulacja stanu Odry na potrzeby żeglugi śródlądowej (co umówmy się przy aktualnym poziomie owej żeglugi jest zadaniem bardziej teoretycznym) tak dla większości mieszkańców Dolnego Śląska miejsce to kojarzy się z rekreacją i wypoczynkiem.

Ośrodek Sportów Wodnych w Borzygniewie

Gdy dotarłem do Borzygniewa burza deptała mi po piętach, dlatego szybko udałem się nad sam zbiornik by przed ewentualnym deszczem schować się w miejscowym Ośrodku Sportów Wodnych.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Storm is coming.

Plaża w Borzygniewie, marina pełna żaglówek, szkoła windsurfingu, wypożyczalnia kajaków, pole namiotowe, budki z jedzeniem i piciem… To wszystko przyciąga tłuuuumy ludzi. Serio, gdy patrzyłem na setki zaparkowanych aut przez chwilę zacząłem zastanawiać się czy pchać się w taki tłum – błyskawica na niebie szybko rozwiała moje wątpliwości, znalazłem jednak w miarę ustronne miejsce i z piwem w ręku przeczekałem deszcz.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Przyznać trzeba, że rozpadało się pierwszorzędnie a duszne powietrze zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ciemne chmury powoli przetaczały się nad zalewem obierając kierunek na Ślężę by później skręcić ku Górom Kamiennym i Wałbrzyskim.

Przypominając sobie obrazki sprzed kilku miesięcy gdy susza i nikłe dopływy z rzek doprowadziły do dramatycznie niskich stanów w zbiorniku z ulgą patrzyłem na może i mętną i nie najczystszą, ale jednak wodę, sporo wody.

Jeśli komuś przeszkadzają tłumy (a o te w wiosenno-letnie weekendy nie trudno) to zawsze można udać się na jedną z wielu dzikich plaż, ale oczywiście coś za coś – kosztem ciszy i spokoju w Borzygniewie mamy świadomość, że w pobliżu są ratownicy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Pod czujnym okiem instruktorów możecie poczuć się jak najlepsi surferzy z Australii… no tak jakby 😉 tudzież nauczyć się podstaw surfowania. Warunki wietrzne na zbiorniku sprzyjają tak windsurfingowi jak i kitesurfingowi a spora wielkość akwenu jest na rękę wszelkim wielbicielom żeglarstwa. Cennik szkoły windsurfingu znajdziecie TUTAJ a ofertę dla żeglarzy łapcie O TU!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Borzygniewska marina.

Jeśli lubicie „zamoczyć kija” to również znajdzie się tam miejsce dla was. Zalew jest popularnym miejscem wśród wędkarzy a słynie między innymi z sandaczy, które swoją drogą znaleźć można w herbie gminy Mietków 🙂 Także wielbiciele ptaków nie powinni czuć się rozczarowani, zbiornik przeto znajduje się na obszarach Natura 2000 oraz Parku Krajobrazowego Doliny Bystrzycy. Naliczono ponad 100 gatunków ptaków tam występujących i kilkanaście posiadających gniazda lęgowe, m.in. mewy i rybitwy. Najlepszym miejscem do podglądania pierzaków są „wyspy” i brzegi od strony Domanic.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Domanice na południowym brzegu Zalewu to kolejne ciekawe miejsce, nie dotarłem tam jednak tego dnia. W tle niezawodny Chełmiec.

Zapora Wodna na Bystrzycy

Gdy burza na stałe przeniosła się na południowy brzeg ruszyłem dalej. Zapora w Mietkowie ma 3 kilometry długości, wał ze ścieżką nań zaczyna się w Borzygniewie i kończy w Maniowie. Przy dobrej pogodzie widok na Sudety jest stamtąd nawet lepszy niż z plaży. Po drodze można również rzucić okiem na infrastrukturę miejscowej kopalni żwiru i piasku,  tak tej części bezpośrednio przy Zalewie jak i tej oddalonej o kilkadziesiąt metrów już w Mietkowie. 

Wydobycie piasku i żwiru ze zbiornika to nie rurki z kremem.
Kopalnia Mietków, część przy zbiornikowa.
Kopalnia Mietków, część „miastowa”.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
O tym, że widoki znad Zalewu mogą być imponujące świadczy ta Śnieżka, która nawet mimo przechodzącej burzy dała się zauważyć 🙂

W miejscu spotkania zapory z Bystrzycą przy budowli piętrzącej, mechanizmach przelewu mieści się niewielka elektrownia, z której pozyskany prąd zasila całą konstrukcję a po pewnych przebudowach w prąd powinna również zaopatrywać część Mietkowa (tudzież już to robi?).

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Gdy tak patrzyłem na dość spokojną taflę zbiornika oraz kontrolowany, niewielki zrzut wody to ze zdwojoną mocą uderzył mnie ogrom tego wszystkiego co wydarzyło się w roku 1997.  Nie ma wielu fotografii przedstawiających to co działo się na zaporze, ale tych kilka zdjęć gdzie zrzuca ona z siebie niesamowite ilości wody dają wyobrażenie o potędze żywiołu z jakim mierzyła się wtedy Polska, Czechy i Niemcy.

11212702_459499987544143_5613061654142899792_o
A tak wyglądało to w 1997 roku. Fot. z nieistniejącego już dziś chyba portalu http://www.wroclaw.dolny.slask.pl

Gdy tak swe kroki skierowałem ku dworcowi PKP w Mietkowie uderzyło mnie, że po drodze mijam kolejne ruiny, i to takie które raczej czekają na przypieczętowanie swego losu. Pozostałości po pałacu w Borzygniewie znajdują się tuż koło kościoła pw. Św, Barbary. Oba budynki górują nad wsią, postawione na niewielkim wzgórzu. Pałac wybudowany został w 1613 roku! i choć przechodził później gruntowne przebudowy to zachował nad wejściem oryginalną płytę z XVII wieku. Patrząc na stare pocztówki trzeba przyznać, że prezentował się bardzo okazale, niestety pod koniec II Wojny Światowej dostał się pod ostrzał sowieckiej artylerii a po wojnie nikt już nie kwapił się by go odbudować. Szkoda, tym bardziej, że raptem kilkaset metrów dalej niemal w centrum Mietkowa znajdują się kolejne pozostałości po wiekowej posiadłości. Te jednak późną wiosną/latem ciężko dostrzec bo okoliczne drzewa dają dość dobry kamuflaż – no cóż, ja tak przegapiłem 😀 W każdym razie, już bez uśmieszków, to kolejny przykład na smutne zaniedbanie. Dołączając do tego ruiny pałaców w Maniowie czy Siedlimowicach można tylko westchnąć nad losem sporej części dawnych pałaców i dworów w okolicy…

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Niestety częsty widok w okolicach.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Mimo tej niezbyt optymistycznej konstatacji to warto, naprawdę warto przyjechać w te okolice. Imbramowickie Wzgórza, których „liznąłem” tylko część zachęcają spokojem, ładnymi widokami i intrygującą historią a pobliski Zalew Mietkowski to gwarancja ciekawie spędzonego czasu nad wodą. Polecam jako rozgrzewkę przed wypadem w Sudety właściwe 😉

13 myśli na temat “Dolny Śląsk mniej i bardziej turystyczny: Wzgórza Imbramowickie i Zalew Mietkowski

  1. Wielokrotnie przejeżdżałem koło Miętowa w drodze w góry, ale jeszcze nie miałem okazji pojawić się nad samym zbiornikiem. Pewnie kiedyś trafi się okazja odwiedzenia tej okolicy.

    Nad Zalewem w Mietków jest połowa Wrocławia, bo druga połowa odwiedza Ślężę 😉

    Polubienie

    1. Haha, coś w tym jest, ale to i dobrze i niedobrze. Dobrze, bo wypoczynek na świeżym powietrzu zawsze jest spoko, niedobrze, że wiele osób nie stara się szukać czegoś poza utartym szlakiem/najbardziej znanymi miejscami. No, ale może trzeba dać czas 🙂

      Polubienie

  2. Dolny Śląsk ma tyle perełek, że życia by nie starczyło, żeby je wszy7stkie obejrzeć . Szkoda, że tyle pałaców jest w ruinie, ale z drugiej strony ilu mamy bogaczy i pasjonatów, aby je odnowić – stanowczo za mało .

    Polubienie

  3. Nie znam wcale terenów, które opisałeś. Większość życia spędzilam w Częstochowie i raczej moje podróże były skierowane na północ, albo południe Polski. Od kilku lat mieszkam w północnej Anglii. Anglia to dla większości Londyn imało osób zapuszcza się poza utarty szlak (jak ktoś wyżej wspomnial w komentarzach) , a Anglia jest na prawdę bardzo ładna. Szkoda „holendra”, jako miłośnik starych wiatraków czasami serce chce mi rozerwać na widok ruin 😦

    Polubienie

  4. Kompletnie nie znam tych regionów, fajnie popatrzeć na Polskę mieszkając daleko. Uświadomiłam sobie, jak dawno nie jechałam pociągiem! Chyba właśnie 4 lata, kiedy ostatni raz jechałam nim na lotnisko przeprowadzając się do Islandii. 😄

    Polubienie

  5. Super relacja! Choć najbardziej (każdy ma swojego fioła 😉 ) zainteresowały mnie pałace i ich pozostałości, to reszta wiadomości jest tak smakowicie podana i przyprawiona fotkami, że czyta się z przyjemnością 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.